Uczestniczka I edycji kursu Szafa Minimalistki.
Uwielbia ubrania w ciepłych kolorach ziemi – od jasnych piaskowych beży po ciemny granat nocnego nieba. Nosi spodnie z wysokim stanem, a dekolty najchętniej okrągłe. Wybiera ponad wszystko wygodę i naturalne materiały.
Więcej informacji i zdjęcia szafy kapsułowej Moniki znajdziesz na jej instagramowym profilu @naturalnie.mniej.
Zdecydowałam się na udział w kursie Szafa Minimalistki dlatego, że po przeczytaniu książki „Chcieć mniej” zostałam fanką Kasi, a szczególnie jej Szafy Minimalistki na blogu. Odkąd tylko dowiedziałam się, że taki kurs jest w planach czekałam cierpliwie, aż w końcu będę mogła wziąć w nim udział, bo moja szafa to był mój słaby punkt. Było w niej za dużo rzeczy, nie znałam swojego stylu i oczywiście nie miałam się w co ubrać.
Tak. Przeczytałam kilka książek, które mogłyby mi w tym pomóc np. „Slow Fashion” Joanny Glogazy czy „Warsztaty Stylu” Marii Młyńskiej. Śledziłam blogi o tej tematyce (Kameralna, Ubieraj się klasycznie), przeglądałam Pinteresta, śledziłam hashtag #capsulewardrobe.
Mimo to moja szafa wciąż nie była taka jak chciałam (albo jak mi się wtedy wydawało, że chcę). Nadal było w niej za dużo rzeczy, nie podobałam się sobie w tych ubraniach, chciałam kupować więcej i więcej. Przebierałam się za kogoś kim chce być, a nie byłam sobą.
Tak. Bałam się, że wydam pieniądze, a kurs się u mnie nie sprawdzi. Bałam się, że będę miała słomiany zapał i porzucę go po kilku dniach. Bałam się też, że nie znajdę w nim niczego nowego, bo przeczytałam już sporo w temacie szafy kapsułowej i minimalizmu.
Testowałam szafę na sezon jesień zima od września 2020 i pod koniec listopada poczułam, że mam się w co ubrać. Byłam zadowolona ze swojej szafy i wyglądu. Później były już tylko obserwacje i utwierdzanie się w przekonaniu, że to jest to.
Wiosną było mi już łatwiej, bo znałam swój styl i testowanie trwało krócej. Budowanie szafy kapsułowej to proces i wiem, że będzie on trwał nadal, bo ja się zmieniam, zmienia się mój styl życia, ale teraz jest już łatwo dostosowywać szafę do zmian, bo wiem jak to robić, z jakich narzędzi korzystać.
Bardzo! Spoglądam na moją szafę i swoje odbicie w lustrze z satysfakcją (a nawet trochę z dumą). Zawsze mam się w co ubrać. Wybranie stylizacji na dowolną okazję zajmuje mi chwilę. Nawet pakowanie stało się bardziej przyjemne. Bardzo lubię siebie, lubię to jak wyglądam w ubraniach, które mam, a przez to jestem bardziej pewna siebie, a to pociąga za sobą wiele zmian w życiu. Poczułam, że zrobiłam coś dużego dla siebie. Kurs był dla mnie rozwojowym doświadczeniem.
Kiedyś chciałam kopiować stylizacje innych, chciałam kupować takie ubrania, teraz się inspiruje i myślę jak stworzyć podobną stylizację z tego co mam nadal pozostając sobą. Technicznie zmieniło się to, że mam więcej miejsca na inne ważne dla mnie rzeczy, bo ubrań jest mniej.
Moja szafa po pierwszych porządkach i testowaniu się zmniejszyła, obstawiam, że więcej niż o połowę. Nie liczyłam ile miałam, ani ile ubyło. Liczba nie ma dla mnie większego znaczenia, bo jestem z tych osób, które akurat w szafie wolą mieć trochę więcej i mieć większy wybór, ale nie lubię nadmiaru. Czuje go wtedy kiedy mam rzeczy, których nie mam kiedy założyć (wyjątek ubrania na specjalne okazje, bo nie co roku mam np. wesele). Ubrań po kursie też przybyło, ale na pewno mniej niż ubyło, więc bilans jest ujemny.
Założeniem kursu nie jest kupowanie. Kupowałam dlatego, że chciałam i mogłam sobie na to pozwolić finansowo. I na wstępie dodam, że 90% moich ubrań kupuje z drugiej ręki, uwielbiam second handy. Poza tym stawiam na jakość, kupuje tylko naturalne materiały i bardzo zwracam uwagę na skład ubrań, a jeśli kupuje nowe staram się, żeby była to polska marka, a produkcja etyczna. Od października 2020 do teraz wydałam 2470 zł na ubrania (w tym wełniana parka za 800zł, kaszmirowy sweter za 270zł, bluza polskiej marki 170 zł i wymiana prawie wszystkich spodni ze względu na rozmiar, do tej kwoty nie wliczam bielizny) i 1000 zł na buty (zimowe Emu, klapki Birkenstock, kapcie z wełny, trampki Converse z Vinted). Wydaje mi się, że kupiłam dość dużo i będę chciała znacznie zmniejszyć wydatki na ubrania w przyszłości.
W kursie nie trzeba niczego kupować, wręcz przeciwnie. Ja kupowałam, bo chciałam i mogłam sobie na to pozwolić. A to co później kupowałam było w większości z drugiej ręki z Vinted albo z second handów, więc w opcji budżetowej i ekologicznej. Zakupy, które zrobiłam po kursie były na tyle trafione i przemyślane, że nie straciłam pieniędzy na coś czego bym później nie nosiła, a to też plus przy małym budżecie.
Nie było mi szkoda ubrań, które już mi nie pasowały. Jeśli jakaś rzecz nie przeszła etapu testowania wrzucałam ją do worka, bez sentymentu, bo przecież z jakiegoś powodu już jej nie chce. Cześć rzeczy sprzedałam, cześć wyrzuciłam do kontenera, a część nadal leży w worku i czeka na swoją kolej aż się ich pozbędę. W kursie nie trzeba rozstawać się z ubraniami raz na zawsze, wyrzucać i to jest duży plus dla osób, którym przychodzi to z trudem. Dla mnie to było duże ułatwienie.
PS Od prawie roku nie sięgnęłam po nic z tego worka, nawet już nie pamiętam co tam jest.
Po kursie mam ubrania na wszystkie aktywności i okazje jakie MNIE dotyczą. Butów trekkingowych nie mam, bo nigdy nie potrzebowałam.
Największym wyzwaniem było dla mnie pamiętanie, żeby robić sobie zdjęcia. Drugą trudnością była ocena czy ubranie faktycznie mi pasuje czy jednak nie (tutaj ogromną pomocą była kursowa grupa na Facebooku). Trzecim wzywaniem było powstrzymanie się od zakupów, bo to mój słaby punkt w całej przygodzie z minimalizmem.
Nie było to trudne. Przychodziło mi to dość naturalnie. Nie mam dzieci, ale pracuje na 3 zmiany, również w weekendy i święta, więc szafą zajmowałam się po prostu w wolnych chwilach. Bardzo chciałam i byłam zmotywowana dlatego było mi łatwiej, motywowała mnie też kursowa grupa na FB. Testowanie ubrań potraktowałam jako dobrą zabawę i eksperyment.
Zdecydowanie tak. Poznałam siebie i wiem w czym dobrze się czuje, w czym dobrze wyglądam. Jakie kroje, kolory, długości mi pasują. Nie ważne jaka okazja czuje się dobrze ubrana, jestem sobą, nie jestem przebrana. Wciąż też siebie obserwuje czy zachodzą jakieś zmiany nie tylko w wyglądzie, ale też w moim poczuciu komfortu w danym ubraniu, czy nadal mi ta rzecz pasuje. Po kursie potrafię bardzo precyzyjnie określić jakiego ubrania potrzebuje.
Moja baza na jesień i zimę to:
Brałam udział w pierwszej edycji kursu jesienią 2020 i nadal jest zachwyt!
Zrób pierwszy krok i pobierz darmowy planer zakupowy
10 rzeczy, które musisz wiedzieć, zanim pójdziesz na zakupy
Uczestniczka I edycji kursu Szafa Minimalistki.
Jej kolory to butelkowa zieleń, biel, szarość i czerń, ale nie pogardzi również pudrowym różem i błękitami. Dekolty nosi wyłącznie na plecach, a sukienki tylko letnie. Musi być wygodnie, ciepło i prosto. Nie nosi spódnic ani butów na obcasie.
Więcej informacji i zdjęcia szafy kapsułowej Oli znajdziesz na jej instagramowym profilu @asprobuj.
Od przełomu 2015/2016 roku śledzę blog Simplicite. Pierwsze próby porządkowania szafy miałam w momencie, kiedy na blogu pojawiła się gra modowa sudoku, w ramach testowania Szafy Minimalistki. Po kilku latach znowu szukałam tej gry i nie była już nigdzie dostępna. W 2020 r. moja szafa nadal pękała w szwach, a Kasia ogłosiła, że rusza kurs, w którym dostępna była poszukiwana przeze mnie gra sudoku – to mnie przekonało. 😉 Gra jest świetna!
Tak, ale na zasadzie chwilowej fascynacji, która niewiele wnosiła w moje życie, a zmiany w szafie były na moment. Kto jak kto, ale Kasia swoim przykładem pokazuje, że można mieć świetną szafę kapsułową, a właściwie kilka, i nie musi to oznaczać zawalenia ubraniami połowy domu, czy nudnych zestawów.
Pewnie, że tak. Bałam się, że zamrożę pieniądze. Kilka miesięcy wcześniej robiłam kurs online, który sporo kosztował, a wszystkie informacje w nim zawarte były dostępne na wyciągnięcie ręki. Bałam się, że ta wiedza będzie taka jak wszędzie, że kurs może być nieodpowiedni dla mnie.
Jak bardzo się myliłam! Kurs to złoto! Kasia niczego nie narzuca, niczego nie wytycza, tak naprawdę od samego początku to Ty tworzysz swoją szafę, to Ty wybierasz elementy, jakie się w niej znajdą. Jeśli masz wątpliwości co do zestawów, dziewczyny w grupie bardzo chętnie pomagają rozwiać wszelkie wątpliwości.
Najdłuższym etapem było testowanie szafy: robienie zdjęć i analizowanie ich. Przyzwyczajenie się do swojego nowego wyglądu (u mnie znacznie zmienionego po ciąży) i zaakceptowanie go. Myślę, że trwało to około 3-4 miesiące zanim poznałam ubrania, w których dobrze się czuję.
Nie ukrywam, że dużą motywacją była dla mnie praca w grupie, gdzie na bieżąco dodawałam posty z testowania szafy.
Bardzo, bardzo. Przede wszystkim, co powtarzam do znudzenia, kurs miał ułożyć ubrania w szafie, a według mnie układa myśli w głowie. W zasadzie zmieniło się wszystko.
Szafa wygląda świetnie, jest w niej tylko to, co uwielbiam. Nie trzymam już ubrań na zasadzie: „jak już mam to muszę nosić”. W mojej szafie są same perełki. Ubrania idealne dla mnie TERAZ (tego między innymi uczy kurs). Nie przebieram się, a ubieram.
Guru mody nie byłam, nie jestem i nie będę, bo nie taki jest mój cel. Ja chcę mieć się w co ubrać tak, żeby było mi wygodnie, komfortowo, ciepło, a jeszcze do tego czuć się w swoich rzeczach doskonale. Mam ubrania do życia, dostosowane do moich potrzeb, do moich aktywności, wybrane przeze mnie dla mnie. Nie ubieram się dla innych, tylko dla siebie.
Szafa zminimalizowała się do tego stopnia, że w pewnym momencie nie nadążałam z robieniem prania. Okazało się, że potrzebuję tak niewiele. Z przyczyn praktycznych z czasem powiększałam swoją garderobę, ale tylko o rzeczy, które wiedziałam, że pasują do mnie idealnie. Czy liczba ubrań ma dla mnie znaczenie? Myślę, że trzyma mnie w ryzach, żebym się nie zagraciła ponownie.
Myślę, że tak. Wystarczy cenę kursu podzielić przez 12 miesięcy w roku lub przez 365 dni. Czy wychodzi duża kwota?
Czy nie warto zainwestować w siebie i w swoje przyszłe, a trafione decyzje zakupowe? Zdecydowanie warto! Zawsze możesz skorzystać z mojego kodu rabatowego OLA10. 😉
Większość ubrań poszła na sprzedaż lub na szmatki do sprzątania. W ogóle nie było mi szkoda się z nimi rozstawać, bo po analizie zdjęć na własne oczy zobaczyłam, że do mnie nie pasują. Życie jest za krótkie, żeby nosić coś, czego się nie lubi, w czym źle się wygląda.
Zdecydowanie tak. Mam kalosze, bo w domu jest miłośnik kałużowych spacerów, buty górskie wysokie i niskie, płaszcz przeciwdeszczowy też ma swoje miejsce. Szafa ma być dostosowana do Ciebie. Tworzysz ją dla siebie, dobierasz takie elementy, które są w twoim życiu wykorzystywane.
Chyba jak u większości osób na grupie: systematyczne robienie zdjęć.
Jak byłam z Synem w domu to musiałam to robić, ponieważ kilka egzemplarzy straciłam bezpowrotnie (a przy małej szafie strata jednej koszulki robi wielką różnice), teraz nie mam takiego podziału. Zazwyczaj w domu nosi się super wygodne ubrania. Moje są takie wszystkie, więc nie ma sensu się przebierać.
Działać i nie zastanawiać się jak to robić – tylko robić. 😉 Wszystko co nowe jest trudne, ale jestem mistrzynią przystosowywania się do nowych sytuacji, więc szybko wpadłam w rutynę.
Koniecznie! Dla mnie kurs „szafa” to były momenty relaksu i odskoczni od życia dnia codziennego. Bardzo łatwo jest się zakopać w powyciąganych dresach, poplamionych koszulkach i tłumaczyć to obecnością dziecka w domu. Ale wyjść z tej „wygody” jest o wiele trudniej.
Jestem zmarzluchem, a więc ubiór na tzw. cebulkę. Rozpoczęłam już sezon na uniform:
Wyłącznie zachwyt! Mam czas na milion innych aktywności, o szafie nie muszę myśleć, bo jest idealna.
Zrób pierwszy krok i pobierz darmowy planer zakupowy
10 rzeczy, które musisz wiedzieć, zanim pójdziesz na zakupy